tą niziuchną strzechą. Byłem gospodarzem, naród mnie szanował, za wójtowskich sądów bez trzy roki byłem ławnikiem, a dziś.... na starość, torbę przyjdzie wziąść na grzbiet i chodzić po proszonym chlebie, w kruchcie kościelnej z babami zasiąść.... O cyganie! cyganie! coś mnie obałamucił ciemnego, żeby ci na zły koniec przyszło, żebyś zmarniał gorzej niż nas pomarnowałeś, pijawko!!
Ha! ty śpisz gadzino, zalawszy pałkę wódczyskiem — a ja nie znam co spanie! Ty śmiejesz się przy kieliszku — a ja oblewam łzami kawałek chleba suchego.
Złe cię tu przyniosło, niechże piekło weźmie co swoje, zaśnij tu na zawsze.
Ostra, o ostra! nie jednego dęba, nie jedną sosnę zwaliła ona w boru, niech się ostatni raz na twoim czerepie poszczerbi!.
O Boże miłosierny przepuść! Ja robak nędzny chciałem mu wydrzeć życie i swoją duszę do reszty zagubić: zabaczyłem że Ty Wszechmogący jesteś tam na niebie i każdemu wedle zasługi sąd i sprawiedliwość czynisz!.
Dziej się wola twoja święta Panie!
Bartłomieju! Bartłomieju!
A co chcecie rzec mój Walenty?