A ty zbereżniku jakiś! Boga nie boisz się chyba? Żeby taki chłop równy ludu chciał się wieszać — cóż to ci się stało, żebyś ty przykazania Bożego nie pomnąc, puścił się na taki rozpust i duszę na zatracenie podawał!
Cóż ci to mój chłopcze, powiedz nam, może ci będziemy w czem pomocni.
Ej, gdzie tam...
Ot, gadaj głupi, państwo dobrzy, może ci i akuratnie co poradzą — bo ja też nie warszawska, jeno jestem aż z pod Sochaczewa....
A no kiedy tak mówicie, moja kobieto, bo uważam że wy też z wiejskiego narodu — to powiem: Ojciec mój był bogatym gospodarzem, tutej we Psiej Woli, i znowu drugi gospodarz Michał żył z nim po sąsiedzku — a ony Michał ma znowu dziewuchę.
W której ty się pewno kochasz, biedny chłopcze?
Kajtam żeby ja się kochał, ja niby ją to....
Krótko gadając, masz się ku niej.
A juścić.... ale ojcowie się raz przemówili i było by się zgodnie skończyło, aż tu przyszedł do mojego ojca Drapiszewski i powiada: skarż tamtego do sądu....
A cóż to za Drapiszewski?.