Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

akiś zupełnie obcy, cudzy dom, a w tym domu swego cierpiącego syna.
— Hanusiu — odezwała się cichym, stłumionym głosem — Hanusiu.
— Słucham, jestem tu.
— Idź ty, kochanie moje, do domu, idź, może tam babka cię potrzebuje, może dziadek szuka.
— Wypędzacie mnie?
— Nie, ale on pisał, że dla chorego najlepsze lekarstwo, gdy się kto modli o jego wyzdrowienie.
— Idę, zostańcie z Bogiem, pani Józefowa.
— Przyjdź jutro, kochaneczko, teraz ja muszę być sama... przed obrazem Pocieszycielki strapionych.