Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ku wielkiemu zmartwieniu dziadka i babki, Hanka nie chciała nawet słuchać o kawalerach; mówiła, że jej dobrze w domu i że nie ma czego się śpieszyć. Były czasem z tego powodu sprzeczki; Wincentowa gderała, Wincenty gniewał się, ale dziewczyna zawsze potrafiła znaleźć sposób ułagodzenia staruszków i wszystko zostawało do jakiegoś czasu po dawnemu.
Na nowej siedzibie Hanka spokojniejszą i bardziej swobodną się czuła, przypuszczając nie bez racyi, że dziadek, zajęty interesami gromady i urządzeniem nowego gospodarstwa, nie będzie miał czasu myśleć o jej małżeństwie. Zresztą, gdzieżby wyprawił wesele? W szałasie — nie, a zanim nowy dom stanie, zanim się wszystko do porządku doprowadzi, dużo jeszcze wody w rzece upłynie...
Z piosnką na ustach, wesoła, uśmiechnięta, wybiegła przed szałas, przysłoniła dłonią mądre oczy, bo je raził jasny blask słoneczny i patrzyła przez chwilę w stronę lasu.
Tam w oddaleniu, wśród pni, na wzgórzu, odosobniona od ogólnego koczowiska, stała buda, sklecona z gałęzi sosnowych, przed