Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nią przy ognisku, z którego dym wznosił się słupkiem białawym do góry, uwijała się kobieta.
Hanka zarzuciła chusteczkę na głowę i szybkim krokiem udała się ku wzgórzu. W parę chwil później, zmęczona trochę, zarumieniona, znalazła się przy ognisku.
— Hanusia! — zawołała staruszka — tyżeś to, kochanie!
— Czyżbyście nie poznali mnie, pani Józefowa?
— Oczy moje coraz gorzej widzą — rzekła starowina — o zmroku nic już nie widzę, a przy blasku, kiedy słońce świeci, to mi się każda rzecz mieni.
— Moja droga, złota pani Józefowa, ja tu przybiegłam, żeby wam dać znać.
— Co takiego?
— Cieśla jest, domy będą stawiali...
— To i cóż?
— No, kiedy jest, to niechby i dla pani zarządził, jak co zrobić.
— Dziękuję ci, kochaneczko, za twoją pamięć i serce dobre, ale ja domu stawiać nie będę...
— A jakże będzie?