Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie pośpieszy, to on panu wnuczkę Wincentego zabierze.
— Niedoczekanie jego?
— Wiadomo... Pan go przelicytuje, pan bogatszy, ale to trudno, kto chce przelicytować, musi do licytacyi przystąpić, prawda? No, bądź pan zdrów, ja już jadę. Ja panu już nic nie radzę i nic nie każę, tylko proszę pamiętać, że trzeba coś zrobić, bo czas krótki.
Tym razem Icek odszedł naprawdę, nie zatrzymując się, nie czekając przededrzwiami...
Zaraz zaprzągł konia i odjechał. Gdy był już blisko folwarku Talarowskiego, usłyszał za sobą brzęk dzwonków i ujrzał siwego konia i małe saneczki.
Młody człowiek wyminął Icka i skręcił ku folwarkowi.
Przez trzy dni Adam nie opuszczał mieszkania, siedział w swoim pokoju przed kominkiem, zapatrzony w ogień; to znowu chodził od kąta do kąta, prawie nic nie jadł, prawie się do matki nie odzywał, tylko palił papierosa za papierosem i bił się z myślami.