Strona:Klejnoty poezji staropolskiej (red. Baumfeld).djvu/339

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pięknych przymiotach, sercu dobrem, znacznem mieniu!
Czy można się zapuszczać w nałóg tak fatalny,
Nałóg tem żałośniejszy, że nienaturalny?
Małoż człowiek wrodzonych ma w sobie zdrożności:
Zmysły z duchem walczące, z cnotą namiętności,
Ból, tęsknotę, zgryzoły, niepokój, choroby,
By jeszcze brał za inne zaguby sposoby?

FIRCYK.

Mójże ty filozofie, mój ostry cyniku!
Dobry sylogizm w szkole, lecz nie przy stoliku;
Schowaj się z morałami; nie prosiłem o nie,
Ratuj mię, podaj rękę, bo ostatniem gonię;
Nie mam nic, prócz stałego do gry przedsięwzięcia...
Czy nie wiesz czasem jakiej wdówki do najęcia?
Mniejsza o to, czy stara, czy młoda, garbata,
Prosta, chroma, czy ślepa, byleby bogata.

ARYST.

Jednoby się znalazło... wybierz sobie którą:
Mamy tu babsko ślepe, lat sześćdziesiąt z górą;
Wszak ci takiej potrzeba?

FIRCYK.

Maż funduszu wiele?

ARYST.

Już lat kilka w szpitalu siedzi przy kościele,
Fundusz dobry, i pewny, jeszcze Firlejowski;
Baby mówią pacierze, pleban trzyma wioski.

FIRCYK.

Idźże waść do stu katów, nie praw mi ambai,
Ja chcę baby bogatej, on mi ślepą rai!
Ciężkież to teraz czasy! serce człeka boli:
Kiedy ludzie żyć dobrze umieliby goli.
Źle w Polsce, zewsząd bieda: minery olkuskie
Zalane, zupy wpadły w kordony rakuskie.
Zboże tanie, cło drogie; ojciec znów mój sknera,
Stary, jak kruk, nie daje nic, i nie umiera;