Strona:Klejnoty poezji staropolskiej (red. Baumfeld).djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy ci nie będzie sam Pan Bóg łaskawy,
Nietylko żadnej nie nabędziesz sławy,
Lecz czasem hańby, sam nie zwiesz, jak snadnie
Serceć upadnie,

Że cię ustraszy list, wiatrem ruszony,
I marnie pierzchać będziesz, wylękniony,
Potem nie będziesz śmiał nikomu w czoło
Pojrzeć wesoło.

Lub też w potrzebie broń nieuchroniona
Od głowy twojej oddzieli ramiona,
Lub cię podepcą, z konia zwalonego,
Napół żywego.

Choć cię też z ciężkim uprowadzą razem,
Zadanym kulą lub bystrem żelazem,
Będziesz kaleczał, będziesz nieszczęśliwy
Chodził, trup żywy.

Jeśli w ostatku na tę przyjdziesz dolą,
Że się w pogańską dostaniesz niewolą,
Pójdziesz, nieboże, od okrutnej ręki
Na ciężkie męki,

Że sobie, z gorzkim steskniwszy żywotem,
Śmierci pożądać będziesz, by z kłopotem
Rozłączyła cię, gdy na gallijony
Będziesz kupiony.

Lub, choćbyś na swej nie szwankował głowie,
Kiedy utracisz prawie wszytko zdrowie,
Gdyć wszytkie życia odejmą sposoby
Gorsze choroby,

Nieraześmy się tego napatrzyli,
W co się żołnierze dobrzy obrócili,
Gdy od Zbaraża, Kamieńca, Sokala,
Szli do szpitala.

Chociaż prosili, choć supplikowali,
Choć swe kajdany pod nogi rzucali,