Strona:Klejnoty poezji staropolskiej (red. Baumfeld).djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
WESPAZJAN KOCHOWSKI.
MYŚLIWSTWO.

Wstawajcie, bracia, bo już słońce wstaje,
Nam pogodę piękną daje,
Konie dawno posiodłane,
Łowczy otrąbił na szczwaczów wsiadane....
To byt na świecie, byt nieporównany
Być jednym z cechu Dyjany;
I jeżeli nie myśliwy,
To nie jest żywot na świecie szczęśliwy!
Jako niezwykłej uciechy przybywa!
Łowczy: Pojedź! wytrębywa;
Pójdź za nim! myśliwczyk krzyczy;
Ogary w sforach, a charty na smyczy.
Tam, gdzie objezna knieja, z nimi staje,
Wywiera ogarów zgraje,
A szczwacze, pełni nadzieje,
Z postrzemiennymi jadą wkoło knieje.
Nie tak łabęcie głośno na Strymonie
Nucą przy ostatnim zgonie,
Erytrejskie nie tak dzwony
Wdzięczne, jako krzyk psi nieutulony.
Fraszka w Narbonie organy misterne,
Głosy wydając niezmierne:
Gdy ogary skulą w lesie,
Daleko huczniej echo odgłos niesie!
Już się na liszkę otrąbił i wilka
W trąbę łowczy razy kilka;
Idą psi; pąda! on krzyczy,
Żeby pilnować pewnej już zdobyczy.
Ha! ha! po lesie, wszedłszy, się rozlega:
Już sam bury wilk wybiega,
A ten zraził zwierza marnie,
Leć nań przesmykiem dwie wypadły sarnie.
Na tego wypadł dzik impetem wściekłem
I rozciął mu charcicę kłem,