Strona:Klejnoty poezji staropolskiej (red. Baumfeld).djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lody zeszły a po czystej wodzie
Idą statki i ciosane łodzie.
Teraz prawie świat sie wszytek śmieje,
Zboża wstały, wiatr zachodny wieje,
Ptacy sobie gniazda omyślają
A przededniem śpiewać poczynają.
Ale to grunt wesela prawego,
Kiedy człowiek sumnienia całego,
Ani czuje w sercu żadnej wady,
Przeczby sie miał wstydać swojej rady.
Temu wina nie trzeba przylewać
Ani grać na lutni ani śpiewać:
Będzie wesół, byś chciał, i o wodzie,
Bo sie czuje prawie na swobodzie.
Ale kogo gryzie mol zakryty,
Nie idzie mu w smak obiad obfity;
Żadna go pieśń, żaden głos nie ruszy,
Wszytko idzie na wiatr mimo uszy.
Dobra myśli, której nie przywabi,
Choć kto ściany drogo ujedwabi!
Nie gardź moim chłodnikiem chróścianym,
A bądź ze mną, z trzeźwym i z pijanym!...

(Około 1580 r.)[1]



JAN KOCHANOWSKI.
NA LIPĘ.

Gościu, siądź pod mym liściem a odpoczni sobie,
Nie dojdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie,
Choć się nawyżej wzbije, a proste promienie
Ściągną pod swoje drzewa rozstrzelane cienie.
Tu zawżdy chłodne wiatry z pola zawiewają,
Tu słowicy, tu szpacy wdzięcznie narzekają.
Z mego wonnego kwiatu pracowite pszczoły
Biorą miód, który potem ślachci pańskie stoły;

  1. Powrót wiosny. Z „Pieśni“ księgi I.
    Roście — rośnie (od: rostę, rościesz, roście); rady — radości; przecz-by — przez co by, dlaczegoby; bo się czuje prawie — prawdziwie (swobodnie); chłodnikiem chróścianym — altaną z chróstu.