Strona:Klejnoty poezji staropolskiej (red. Baumfeld).djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mistrz, widząc obraz szkarady,
Żółte oczy, żywot blady,
Groźno sie tego przelęknął,
Padł na ziemię, eże stęknął.
Gdy leżał wznak.jako wiła,
Śmierć do niego przemówiła:
...„Dzierżę kosę na rejistrze,
Siekę doktory i mistrze,
Zawżdy ją gotową noszę,
Przez dzięki noclegu proszę....
Stworzyciel wszego stworzenia
Pożyczył mi takiej mocy,
Bych morzyła we dnie i w nocy.
Morzę na wschód, na południe,
A umiem to działo cudnie,
Od północy do zachodu
Chodzę, nie pytając brodu.
Toć me nawiętsze wesele,
Gdy mam morzyć żywych wiele.
Gdy sie imę z kosą pląsać,
Chcę ich tysiąc pokąsać....
W grzechu sie ludzkim kocham,
A tego nigdy nie poniecham,
Duchownego i świeckiego,
Zbawię żywota każdego,
A każdego morzę łupię,
O to nigdy nie pokupię.
Kanonicy i proboszcze
Będą w mojej szkole jeszcze,
I plebany z miąższą szyją,
I co barzo piwo piją,
Dobre kupce, rosztohaze,
Wszytki moja kosa skarze,
Panie i tłuste niewiasty,
Co sobie czynią rozpasty,