Strona:Klejnoty poezji staropolskiej (red. Baumfeld).djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cóż pisać o armacie? gdy samemi działy
Obóz swój osnowali, za szańce, za wały
Z takim grzmotem, że ledwie podobny do wiary.
Sam to przyznał Chodkiewicz, wódz i żołnierz stary,
Który jak się marsowym począł bawić cechem.
Nigdy tak wielkich, nigdy z tak ogromnem echem
Sztuk ognistych nie widział, które ziemię z gruntów
Trzęsły, rzygając kule o sześćdziesiąt funtów.
Toż prochy i granaty i rozliczne twory
Na krew ludzką osobne ciągnęły tabory.
Niestrzymane petardy, windy i moździerze,
Pęta nawet i dyby, kajdany, obierze
Już wygraną w szalonej uprządłszy imprezie,
Hardy tyran — na karki nietykane wiezie.
Drą się trąby i surmy, i w tyle i w przedzie,
Ale po lepszych w Wilnie tańcują niedźwiedzie!
Takie wilcy, w gromniczny czas, mrozem przejęły,
Takie wydają świnie zawarte koncenty,
Łagodną symfoniją tak ślusarz pilnikiem,
Tak osieł swoim cieszy ludzkie ucho rykiem!....
Przyznałby mi to pewnie Febus złotowłosy,
Że, jako rozpostarto nad ziemią niebiosy,
Jako on dawno snuje swojej sfery wydział,
Takiej liczby stad i trzód w gromadzie nie widział!
Mułów naprzód i osłów z rożnem i ciężary,
Potem cielców ćma sroga, zaprzężonych w kary,
Nuż tak straszna armata, gdzie i po sto wołów
Jednę sztukę ciągnęło! Cóż kula? cóż ołów?
Wszytko to swym taborem, jako się już rzekło,
Kilka mil za wojskami powoli się wlekło.
Porożyste bawoły, barany i kozły,
Krowy, których cielęta na wozach się wiozły,
Owiec i bierek trzody, niezmierzone okiem,
Razem pasły, razem szły, ale wolnym krokiem.
Nuż maże, które rzeczy, potrzebne do żydła
Wiozły, co miały w jarzmach robotnego bydła!