Strona:Kirgiz (Zieliński).djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
R





Rzekł, — Demela, lekko na koń wsiada;
Jeździec ręką w pół kochankę chwyta,
Pędzi konia... wzrokiem ognisk bada...
I drży... a koń, jeździec i kobieta
Kłębem dymu jak chmurą owiani,
Falą ognia jak piekłem ścigani,
Umykają z największym pośpiechem. —
Wtem — wiatr z ognisk takim żarem wionął,
Że duszącym objęty oddechem
Padł koń drugi i ducha wyzionął. —



J





Jeździec groźno wzniósł oczy do nieba,
Twarz mu dzikim pałała wyrazem. —
« Luba!... luba!... tu rozstać się trzeba!...
« Śmierć już blizko!... umierajmy razem! »...