Strona:Kirgiz (Zieliński).djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I milknie — w paszczy otchłani wrzącej....
Paszcza wciąż zieje — a krzaki, drzewa,
Gdy je obejmie oddech palący,
Stawają w ogniu i jak gwiazdami,
Chwilę złotemi trzęsą liściami;...
Przeszło.... i drzewa w popiół się sypią....
A jako fale wzburzone kipią,
Tak hucząc leci powódź płomieni,
Niebo się coraz krwawiej czerwieni. —



L





Luby!.. jak widno!... czyż to być może,
« By tak okropnie świeciło zorze?...
« Patrz!... jak za nami błyska czerwono! ».. —
— « Ha!.. — krzyknął jeździec — to stepy płoną! »..
I nim od ogni oczy odwrócił,
Zmienił kierunek i w bok się rzucił. —
— « O moja droga! — jak zajrzę okiem,