Strona:Kirgiz (Zieliński).djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bo choć w rzemiośle baranty nowy,
Ale przebiegły, zręczny, zuchwały,
Zawsze szczęśliwe czynił obłowy. —
Raz — samotrzeci, nocą prowadził
Ogromny tabun porwanych koni....
Wchodzący księżyc ucieczkę zdradził
I nie dał czasu zmylić pogoni,
Bo wnet za niemi, tym samym szlakiem
Nadbiegł właściciel z swych sług orszakiem.
Wszczęła się bitwa, — krzyki i strzały
Uciekających zewsząd witały;
Bij się nie uląkł, lecz natarł męzko,
I bój nierówny skończył zwycięzko;
Sam wódz przeciwnik, legł z jego ręki...
Słudzy, śmierć pana skoro ujrzeli,
Na wszystkie strony w stepy pierzchnęli.
Pozostał tylko chłopiec maleńki,
Który z zabitym rozstać się wzbraniał,
I trup ojcowski sobą zasłaniał.
Mimo łez, krzyków... — Bij wziął chłopczynę
I sprzedał kupcom w obcą krainę.