Strona:Kirgiz (Zieliński).djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Że gdy mnie straszna ściga powinność,
Padnę... ulegnę wdzięków potędze,
I nędzny!... od tych przyjmę gościnność,
Którym nienawiść przysiągłem wieczną!.. »
Jeździec, — jak gdyby broń obosieczną
Wepchnął do piersi, tak w wrzącej duszy
Dwoistych uczuć doznał katuszy.
W jurcie mu duszno... ledwie oddycha...
Rzucił bezsenne łoże, — i z cicha
Tak, aby obok śpiących nie zbudzić,
Jak cień się przemknął zakrytym wchodem;
Sądząc że nocnych powiewów chłodem
Potrafi ogień piersi przystudzić. —
Błąkał się długo — lecz noc, milczeniem
Nie uciszyła burz w jego łonie. —
Gdzie szedł... nie wiedział. — Aż, z zadziwieniem
Dostrzegł, że nie on sam tylko czuwał,
Bo jednej jurty stojącej w stronie,
Dym się otworem wierzchnim wysuwał
I wił, olbrzymim słupem w niebiosy.
Podchodzi... staje... słyszy dwa głosy...