Strona:Kazimierz Wyka - Modernizm polski.djvu/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
W Pałubie nie idzie mi o dokładne pod względem historycznym określenie fluktuacji prądów umysłowych w Polsce, ale o punkty zetknięcia się ich z niższymi szablonami, krążącymi tymczasem u dołu między ludźmi (Pałuba, s. 475; podkr. K. W.).

Mimo to te punkty zetknięcia podniesione zostają do godności wyznaczników całej epoki, bo takim jest stały mechanizm podobnych sporów.
Tu mieści się najwyraźniejszy kontrast między Próchnem a Pałubą. Próchno jest zupełnie jedynym zjawiskiem, w którym ta potoczna i umowna, najbardziej współczesnych oszałamiająca poetyczność jednak podniesiona została do poziomu dzieła o wartości nie przemijającej. Gdyby Pałuba w drugiej redakcji napisana została o rok, dwa lata później, Próchno mogłoby być dla niej tym preparatem ukazującym literacką anatomię epoki, jakim w tekście jest fikcyjna powieść Gasztołda, w przypisach Przed wschodem słońca Zbierzchowskiego, i to preparatem dużo ciekawszym i godniejszym przeciwstawiającej się analizy. Wystąpienie Irzykowskiego przeciw charakterystycznym dziwactwom i przerostom młodopolskiego powieściopisarstwa, mierząc w fikcyjne dzieło Gasztołda, uderza w Próchno.

Przede wszystkim uderza w styl Próchna, w liryczne cyzelatorstwo Berenta. Opis doświadczeń Gasztołda przy pisaniu można by z niewielkimi zmianami cytować jako opis stylu Próchna[1]. Ponadto te efekty pisarskie, które Irzykowski złośliwie przeznacza do przyszłego szkolnego

  1. „...miał Gasztołd rozkosze, pławiąc się w potopie swego stylu — muzykalnego, pieszczącego ucho, to szumiącego jak kaskada, spadająca po kamieniach z gór, to groźnego jak piorun, kiedy zahuczy rozpacznie w chmurach gęstych, poczwarnych, w upiorną a głuchą noc jesienną [itd. itd.]. Miał styl, a «styl to człowiek». Rzeźbił, cyzelował, drążył, malował, śpiewał... Odkrył zresztą niektóre sekreta swego stylu. Naprzód, żeby trafić na jakiś dobry, wydajny rozpędnik do rozpoczęcia zdania; taki rozpędnik można potem w różnych wariacjach powtarzać jak motyw muzyczny. Po drugie, lubił czasem, zwłaszcza na końcu jakiegoś ustępu, kiedy się już dobrze rozmachał, dawać stylowi ostrogę i puszczać go w galop. Wtedy wydłużał zdania w dalekie okresy, wlókł czytelnika po wertepach, oszałamiał, hipnotyzował, porywał, myśl nieskomplikowaną i banalną w najbardziej zawiły i cudowny sposób wyrażał, powtarzał, tak że było to jakby echo wystrzału, tysiąckroć odbite w lesie pełnym grot tajemniczych, aż wreszcie zziajanemu, w labiryntach zabłąkanemu czytelnikowi dawał uspokojenie w długim, pełnym akordzie, rozlewającym się majestatycznie jak tafla wód afrykańskiego jeziora” (Pałuba, s. 243—244).