Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żowie ze spuszczoną głową na piersi postępują zwolna, starcy niosą zczerniałe zwłoki morem zabitych dziatek. Jęk dzwonu pogrzebowego rozległ się wokoło, wtedy dziewczyna Cicha niosła pełen fartuch strupieszałych kości; usłyszała ten głos powolny dzwonu, zrozumiała go dobrze, bo jej twarz śniada, martwa, uśmiechem się rozjaśniła, a oczy mgliste rozogniły.
Wtedy razem nadpłynęła mglista chmura, w której dziewica Kania unosiła pozostałe grono dzieci, wydzierając je na zawsze z łona matek Starzec jeden poznał, co się święci w tej chmurze, krzyknął zatrwożony: »Dzieci! Kania leci« i przycisnął zczerniałe zwłoki wnuka do siebie. Próżna trwoga, już żadnej nie było dzieciny we wsi, jedne mór zabił, orupie chmura ciemna uniosła na zawsze, a matki sieroty zalewały się łzami, daremnie czekając powrotu zbłąkanych dzieciątek.





Homen[1].

Rusin jeden straciwszy żonę i dzieci przez dżumę, uciekł w lasy z opustoszałej chaty i tam szukał ocalenia. Błądził dzień cały, nad wieczorem zrobił z gałęzi budę, rozpalił ognisko i strudzony usnął. Już było po północy, gdy go mocny odgłos zbudza. Staje na nogi, słucha: słyszy jakieś pieśni zdala, a przy pieśni głos bębenków i piszczałek. Słucha ździwion nie pomału, że gdy wkoło śmierć grasuje, tu się cieszą tak radośnie.

  1. Tak nazywa lud podolski korowód widm i straszydeł, który ciągnie w czasie moru i zabija ludzi.