Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do świetlicy, a ujrzawszy gospodarza, u którego służył, na pół z płaczem zawołał:
— Już u was służyć nie będę, ani waszej nie pojmę córki, kocham ją jeszcze szczerze, by własne oczy, ale moją nie będzie.
Sędziwy gospodarz spojrzał nań zdziwiony; a dostrzegłszy cierpienia w wychudłej i bladej twarzy, tak niegdyś rumianej, zapytał o powód, dlaczego odrzuca rękę jego córki?
Parobczak wyznał mu wszystko i swoją podróż powietrzną i przyrzeczenie dane czarownikowi. Wysłuchawszy cierpliwie gospodarz opowiadania całego, kazał biednemu być dobrej myśli, a sam poszedł do wróżki na doradę, wziąwszy trzos pełny.
Nad wieczorem wrócił wesoły i rzeki do chłopaka:
— Jutro pójdzieta do wróżki, jeno rano jak zaświta, a wszystko pójdzie dobrze.
Parobczak strudzony zasnął twardo, zbudził się przecież przed świtaniem i poszedł do wróżki. Zastał ją przy kominie, jak paliła zioła: kazała mu stać spokojnie; dzień był pogodny, gdy nagle wiatr zawył — zatrząsł się dom cały.
Wróżka wtedy wyszła z nim na podwórze i kazała spojrzeć w górę. Podnosi oczy i widzi z dziwem, jak zły czarownik w jednej koszuli w powietrzu kręci się w kółko.
— Otóż! twój nieprzyjaciel, już ci szkodzić nie będzie: gdy zechcesz by patrzał na twoje wesele, zrób, jak cię nauczyłam, a będzie tych