Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z rzucałam, bo nie mogę tego czynić bez wielkiego niebezpieczeństwa. Mimo tej potwornej skóry, żyliśmy z sobą szczęśliwie, a ja niepotrzebowałam wystawiać się na niebezpieczeństwo dla samej powierzchowności, w oczach rozsądnego człowieka tak mało wartości mającej. Weź tę skórę małpią, którą niechętnie składam, i chowaj ją troskliwie w mojej niebytności: z jej stratą popadlibyśmy oboje w wielką nędzę i niemogę ci dosyć zalecać, ażebyś jej ani chwili z oka nie spuszczał.«
Wyrzekłszy te słowa, odeszła, za nim królewicz ochłonął z rozkosznego zadziwienia, w jakowe wprawiła go ta nagła przemiana małżonki. Słowo po słowie powtarzał sobie napomnienia małżonki: lecz im więcej nad tem rozmyślał, tem bardziej się przekonywał, że nie jest to dlań rzeczą zupełnie obojętną, mieć żonę pod postacią ładnej kobiety, czy brzydkiej małpy: a ponieważ myśl ta była mu nieznośną, że nadobna jej postać znowu do szkaradnego przebrania powróci, mimo zapowiedzianego niebezpieczeństwa, pewny, że małżonce swojej przeszkodzi do ukrywania powabów i wdzięków, postanowił spalić skórę, i już do tego czynił przygotowania.
Tymczasem małżonki sześciu królewiczów, zgromadzone w pałacu królewskim zdziwiły się nie mało, ujrzawszy wchodzącą bratową, która z tak powabną godnością do uczty biesiadnej za siadła, że niewiedziały zaiste, nad czem się zastanawiać więcej, czy nad bogactwem jej stroju, czy nad jej prawie nadziemską pięknością, czy wreszcie nad jej czarownem postępowaniem. Wszelako,