Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Posłuszny giermek nie odrzekł słowa i znowu długi czas czekał. Spojrzy przed siebie — świtanie zorzy z przestrachem widzi: więc biegnie, żylastą dłonią silniej uderza w podwoje ciemnej komnaty.
— »Zbudź się, o panie! wola z rozpaczą, widziałem zorzy świtanie. Jeśli na chwilę zostaniesz jeszcze, promień słońca cię zabije.«
— »Poczekaj chwilę, zaraz pobiegnę, byle na konia dość czasu: nim po zorzy błyśnie słońce, będę w murach swego zamku.«
Posłuszny giermek czeka troskliwie; nareszcie po długiem staniu, wybiega Trojan, skacze na konia i biegnie polotem strzały.

IV.

Ledwo podwórzec kamienny przebiegł, na pół lipowego mostu, aż widzi światło z za góry jasne.
— »Panie! to słońce, wykrzyknął giermek.«
— »Więc chwila śmierci zbyt blizka! z goryczą odrzekł Trojan. »Zsiędę z rumaka na chłodną ziemię, przycisnę nieszczęsne ciało: okryj mię płaszczem, a o zachodzie przybywaj z biegunem po mnie.«
I skacze z konia drżący i słaby pada na ziemię wilgotną; a wierny giermek swojego pana kryje troskliwie pod grubym płaszczem.
Sam z rumakami spieszy do zamku uderza w żelazną bramę. — »Otwórz! odźwierny, otwórz co prędzej!« woła drżącym głosem sługa. Spadł