Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zostawione niemowlęta nie karmiła żadna z niewiast: jednego karmiła wilczyca, a drugiego niedźwiedzica. Co wykarmiła wilczyca, teraz się nazwał Wali góra; drugi Wyrwi-dąb się nazwał. Pierwszy s łą walił góry, drugi jakby kłosy zboża, najtęższe wyrywał dęby.
Że się kochali wzajemnie, wychodzili na wędrówkę, by obchodzić świat szeroki. Idą przez puszczę ciemną dzień jeden i drugi: w trzecim dniu się zatrzymali; bo drogę zaparła góra skalista i wysoka.
— »Co my teraz zrobiem, bracie?« zawołał Wyrwi-dąb smutnie.
— »Nie troszcz się bracie miły; ja tę górę precz odrzucę, by nam droga wolną była.«
I podpiera ją plecami i przewraca górę z trzaskiem: odsunął ją na pół mili. Poszli sobie zatem dalej.
Idą prosto, aż dąb wielki stoi na środki drogi: zatrzymuje ich w pochodzie. Wyrwi-dąb więc idzie naprzód, obejmuje go rękoma, wyrywa z całym korzeniem i rzuca na blizką rzekę.
Ale chociaż tacy mocni, nogi przecież utrudzili: więc pod lasem odpoczęli. Jeszcze sen nie skleił powiek, patrzą, aż mały człowieczek leci ku nim, lecz tak prędko, że ptak żaden ni zwierz żaden nie potrafiłby go dogonić.
Zdziwieni wstają na nogi, gdy on człeczek w ptasim locie zatrzymuje się przed nimi.
„Jak się macie, parobczaki! rzekł wesoło i radośnie: „widzę żeście utrudzeni: jeśli wola wasza będzie, w jednej chwili was zaniosę tam, gdzie jeno zażądacie.«