Strona:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jaśnie wielmożny hrabia Potocki, szef brygady korpusu księcia Poniatowskiego — rekomendował szlachcic.
— Mości panie hrabio — rzekła podchodząc ku niemu pani domu — szczęście to dla nas. Prosimy.
— Pałasz, panie hrabio, choć na moment odepnij — podjął szlachcic.
— Dobrze.
Chciał szlachcic pałasz odpięty własnoręcznie w kącie postawić, ale już stał przy Poniatowskim najstarszy chłopczyk i błagalnie nań patrzał.
Więc Poniatowski odpiętą broń w ręce mu podał, a dziecko w obu rękach małych ją trzymało, rozpłomienione całe i czerwone, zawstydzone i wzruszone do głębi duszyczki.
— Tadziu, postaw — rzekł ojciec.
Chłopczyk spojrzał na ojca z wyrzutem, wahał się sekundę, zaniósł pałasz w kąt i stanął przy nim.
Ojciec skinął nań ręką.
— Ja tu — — ja tu — będę pilnował — powiedział chłopczyk cichutko drżącemi, jak do płaczu, ustami.
Poniatowski dosłyszał, uśmiechnął się doń, a chłopczykowi oczy się zaszkliły.
Podano księciu kawę, a tymczasem dziewczynka wyszła z pokoju. Opowiadał książę, jak na rozkaz Bonapartego po siedm mil dziennie drugi