Strona:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czną psychologię figur, ma fabułę, która u Boecklina jest zawsze — (mimo to jego obrazy nie są „literackie“, czego się tak boją zwolennicy bezmyślnego kopiowania natury) — jest kompozycyą i jest przykładem genialnego wczuwania się, wżycia w swoje dzieło. Bo istotnie ten obraz, jak wszystkie zresztą Boecklina, robi wrażenie, że on musiał widzieć i obserwować to, co namalował, tego centaura, tego kowala pod kuźnią i tych wieśniaków z boku, i on ich istotnie widział i obserwował w swojej wyobraźni, „oczyma duszy“. On ich zna: ci ludzie, ten centaur, to jest on sam, Boecklin, to są cząstki jego ducha, którego on przecież zna. I tylko ten artysta jest wielki, który nam ducha swego w odtworzeniu daje. Goethe był równie Faustem, jak Wagnerem, Małgosią, Mefistofelem i Froschem; Mickiewicz równie Konradem, jak Skułubą.
Artysta musi być swojem własnem dziełem: szczerość jest pierwszym warunkiem porządnego człowieka i porządnego artysty, prawda pierwszą podwaliną cnoty i sztuki. Ale dla Byrona sferyczne geniusze Alp są prawdziwsze, niż dla pierwszego z brzegu powieściopisarza jego ludzie, bo prawda i szczerość w sztuce nie zależą od tematu, tylko od zdolności wczucia się we własną wyobraźnię, ta zaś zależy od stopnia władzy twórczej.
Geniuszem może być tylko geniusz, zaś szkoły