Strona:Kazimierz Rosinkiewicz - Inspektor Mruczek.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo żałuję, że panna Jadzia tak gorąco wzięła sobie do serca tę dziczkę wioskową. Jestem przekonany, że gdy spokojnie wszystko rozważy, cofnie swe zastrzeżenie i mimo wydalenia Zawiszanki pozostanie z nami. Zarówno w dobrem jak i złem mylą pozory. A panna Jadzia należy do tych, co widzą w innych same tylko dobre strony. To też mimo głębokiego szacunku, jaki mam dla panny Jadzi, mimo prawdziwego uwielbienia dla jej iście gołębiego serca, wniosku swego nie cofam i sam będę głosował za wydaleniem.
Ponieważ nikt więcej nie żądał głosu, pani poprosiła, aby wszyscy ci, co są za wydaleniem, podnieśli rękę.
Po obliczeniu głosów okazało się, że siedm osób było za wydaleniem, sześć przeciw.
Pani przełożona powstała z krzesła, westchnęła i orzekła:
— Ponieważ większość rady oświadczyła się za wydaleniem, przeto Misia Zawiszanka będzie od jutra z naszej szkoły wydalona.
Usłyszawszy to, panna Jadzia zbladła, wstała i wyszła z sali. Bez słów zaznaczyła, że podzieli los Misi.
Ja dotąd siedziałem na piecu spokojnie i słuchałem, ale po tem, co zaszło na dole, wyprostowałem się, wygiąłem grzbiet w kabłąk i rzuciłem groźne spojrzenie na ludzkie głowy.
— Jakto! Misia i panna Jadzia wydalone?!... wydalone na podstawie takiego niedokładnego głosowania? siedm głosów przeciw sześciu i już wszystko? Ależ za pozwoleniem!... A mój głos gdzie?!... głos inspektora Mruczka gdzie?!... Czyż podniosłem łapkę do góry?!... O, nie!... na takie głosowanie ja się nie godzę i zaraz tu porządek zrobię. Chodzi wam o list... Dobrze, zaraz wam pokażę, gdzie jest list, niech będzie! Ale nigdy nie pozwolę, aby panna Jadzia, moja ukochana panna Jadzia, co tyle razy dzieliła się ze mną ostatnią kropelką mleka, musiała iść z Misią w świat, opuścić nasz zakład na zawsze!
Zeskoczyłem z pieca i nie patrząc nawet, co się dzieje z globusem, prędko nosem otworzyłem sobie drzwi od naszego pokoju, wbiegłem do środka, wskoczyłem na biurko i stąd z wielkim rozmachem rzuciłem się na górną poręcz fotela pani przełożonej. Fotel zachwiał się i runął. Oczywiście, ja sam, jako zręczny kotek, uskoczyłem w czas na bok, tak że choć