Strona:Kazimierz Rosinkiewicz - Inspektor Mruczek.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale o najważniejszej rzeczy zapomniałam panu powiedzieć — przerwała krótkie milczenie moja pani.
— Słucham? — odsapnął mecenas.
— Oto zdaje mi się, że jestem na tropie pewnej tajemnicy... tajemnicy związanej z tym listem staruszki, o którym już wspominałam panu mecenasowi.
— No, no!
— Misia!...
— Jakto? — zapytał mecenas i podniósł brwi do góry.
— Przyłapałam ją, jak na korytarzu coś szeptała do ucha staremu ogrodnikowi. Kto wie, czy ten człowiek nie poto tu przyszedł z papugą, aby mieć powód do porozumienia się z Misią... Pojmuje pan mecenas?
— Jeszcze niezupełnie.
— Mógł on być wysłannikiem starego Michała...
— No to co? — ozwała się z boku papuga. — Papu daj...
Pani wstała i podała Doli drugą część sucharka.
— Masz i cicho siedź, bo ja teraz mówię o ważniejszych rzeczach.
Dola zaczęła znów gruchotać ciastko krzywym dziobem i szybko obracać czarnym językiem, pani zaś ciągnęła dalej:
— Przywołałam ją później do pokoju i zapytałam, czy zna pana Michała. Zarumieniła się najpierw po uszy, a potem pobielała jak kreda. Na pytanie moje nie odpowiedziała, tylko popadła w zwyczajny stan martwoty, z którego trudno ją doraźnie wyprowadzić.
— Pytała ją pani może o list?
— Nie... Dotąd nie pytałam. Sprawę tę trzeba prowadzić bardzo ostrożnie. Ona jest uparta jak kozieł.
— Nie rozumiem tylko, czegoby szukał stary Miłowicz u pani przy pomocy tego dziecka?
— Może dalszych jakich listów... Któż to wie!
— Nie jest to wykluczone...
— To też postanowiłam zwrócić teraz na Misię jak najbaczniejszą uwagę. Jeżeli otrzymała ona jakie zlecenie od ogrodnika, to prawdopodobnie przyjdzie on niedługo po odpowiedź. Zobaczymy. Narazie będę ją umyślnie przywoływała do pokoju i pozostawiała samą. Zapominając niby to przypadkiem kluczy przy biurku, pozwolę jej dobierać się do moich