Strona:Kazimierz Rosinkiewicz - Inspektor Mruczek.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ty znasz tego człowieka?
— Tak jest, proszę pani, znam — odrzekła dziewczyna, czerwieniąc się mocno.
Pani wpatrzyła się w nią uważnie, głęboko i zapytała dalej:
— A starego pana Michała, stryja pana Romana, znasz?
Misia ruszyła głową.
— Jakto?... nie znasz?
— Nie, proszę pani.
— Mówisz prawdę?
Misia poczerwieniała jeszcze więcej i nic już nie odpowiedziała. Mimowoli podniosła lewą rękę do ust i zaciągnęła zezem. Znam jej usposobienie dobrze i wiem, co to znaczy. Teraz możnaby ją bić, katować, ciągać po ziemi za włosy, a nie wyda z siebie jednego słowa.
Pani poczekała chwilę i znów zapytała:
— No cóż? Mówisz prawdę, czy nie? Nie bój się... odpowiedz.
Misia milczy. Coraz większa bladość okrywa jej zasępioną twarzyczkę.
Pani wpatrzyła się w nią jeszcze ostrzej, myślała dłuższą chwilę i wreszcie rzekła suchym, twardym głosem, przypominającym udzielane niegrzecznym dzieciom nagany:
— Możesz odejść.
Misia odwróciła się i z głową pochyloną ku ziemi odeszła jak nieprzytomna do pokoju panny Jadzi.
Wieczorem przyszedł do nas na herbatkę stary pan mecenas Raszyński.
Na wstępie zapytał o zdrowie i zaraz wydobył wałeczek do palenia.
Spojrzałem zukosa na papugę i nieco zadowolony pomyślałem:
— Zaczekaj, szkarado, zaznasz i ty miłego zapachu, bo właśnie gość nasz usiadł na kanapie koło ciebie, więc cię podkadzi... Ja sobie pójdę w drugi kąt pokoju i tam mi będzie dobrze; ty zaś musisz siedzieć koto mecenasa, bo jesteś w klatce.
Jakby zrozumiał moje myśli łysy pan, bo jeszcze więcej odsunął w bok rękę opartą o poręcz kanapy i podkadził dokładnie zielonego ptaka.
Na to papuga rozgniewała się i wrzasnęła:
— Jasiu, chodź!