Strona:Kazimierz Rosinkiewicz - Inspektor Mruczek.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jeden tylko Leszek zachował się bardzo niegrzecznie, bo gdy mu pani dała papier z samemi dwójkami, zaśmiał się, ruszył ramionami, a potem zmiął świadectwo i schował tę kulkę do kieszeni.
Widząc to Dziunia, skarciła go ostro.
— A! pięknie, bardzo pięknie! — zawołała oburzona. — Teraz z pewnością dostaniesz w domu w skórę.
— Nie dostanę! — odrzekł butnie. — Powiem, że świadectwo zgubiłem, i mamusia uwierzy. Mamusia i tak nigdy nie pyta się o moje świadectwa. Co mi tam!
Nasadził czapeczkę na jedno ucho i poszedł wesoły do domu.
Myślałem, że po odejściu dzieci nastanie w szkole wielka cisza, jak to zwykle bywało; tymczasem stało się coś takiego, co wpłynęło znacznie na urozmaicenie końca dnia dzisiejszego.
Oto nad wieczorem przyszedł jakiś człowiek i przyniósł mojej pani zawiniątko, przypominające pudło. Było ono owinięte w koce i baranie kożuszki.
Mocno zaciekawiony, co to takiego, wyskoczyłem na komodę, aby się lepiej rzeczy przypatrzeć. Człowiek, który, jak się wnet okazało, był ogrodnikiem w parku nieboszczki pani Miłowiczowej, rozwiązując sznurki, mówił:
— Nie wiedziałem, co z nią robić. Kąsa, śpiewa, drze się, udaje człowieka, że już trudno wytrzymać w domu. Myślałem: wróci młody pan, to i powie, co z nią zrobić... bo to gadzina z ciepłych krajów, do naszego zimna nieprzyzwyczajona, inaczej wypuściłbym na powietrze. Ale pana jak niema tak niema, a tu niewiadomo co dalej. Kiedyś to tak trzasnęła dzióbem moją małą Karolcię powyżej brwi, że mało nie wybiła jej oka. Ej, myślę: trzeba z tem raz skończyć. Najlepiej pójdę do pani przełożonej i zapytam, co dalej. Może zabić i wypchać, czy co? A może sprzedać, bo są ludzie, co takie szkarady kupują...
Domawiając tych słów, odwinął ostatni kocyk.
Ukazała się klatka z papugą...
— A!... papuzia! Dola! moja stara znajoma! — zawołała pani takim głosem, jakby ją wielka spotkała przyjemność, poczem dodała: — Dobrze pan zrobił, panie ogrodniku, przynosząc ją do mnie. Zatrzymam ją u siebie do przyjazdu młodego pana Romana. Nic jej się złego nie stanie.