Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 7.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

a ta przez duszę moją krysa,
to znak, żem miał ją...

Jak wspaniały,
jak wielki, dumny, jaki mężny
ogromny mąż nademną stoi —
blask z jego złotej bije zbroi,
wsparł się o jawór swój potężny —
on upomina się o swoje —
bierz! wszakżem tu! przed tobą stoję!...

Weź! Patrz! Ten szmat dziurawy cały,
jakiegoś kształtu te kawały,
z których nie złożysz nic; te zwoje
skręcone, zmięte, zczezłe, szare,
z których się formy nie domyślisz;
te ognie, zamienione w parę —
to my. To życie nasze, moje!

I cóż, posągu, nad czem myślisz?
Czegóż tu jeszcze stoisz, czekasz?
Czemuż z odejściem swojem zwlekasz?
Lekarzem jesteś?... O, zaiste!
Straszną byś musiał leczyć ranę!
Odejdź — ja dalej sam zostanę,
i moje sny posępne, mgliste