Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 7.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ten róż z nieba na lice zdjąwszy stań przedemną,
którym we wczesne rano niebo się różowi,
gdy anielica nocy śle dnia aniołowi
swój uśmiech, nigdy w ręce jego nie oddana,
wiecznie tęskna i smutna, nigdy nie kochana,
wiekuiście ścigana i wiecznie pragnąca,
nigdy wespółnieległa, ale wieczność całą
jedną myślą nabrzmiała i sercem bijąca,
sercem, co kocha — nigdy przecie nie kochało...
Nieznajoma, daleka zapomnijmy: czem my?
Zobaczmy, żeśmy z gliny i chwilę żyjemy;
wpleceni w te obłoki, co przedemną płyną,
płyńmy wraz, niech mi szyję twe ręce obwiną,
wnikły w ciebie niech lecę za światem, co znika —
a źrenica niech wspólnie świat cały zamyka.