Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 6.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Boś nic nie żądał nigdy od niej — —
za dany niegdyś uśmiech lic,
złotych jej dałeś wian pochodni;
w dumnej ją wybraźni sieć
oplotłeś, jako dąb oplata
gwiazdę, by z liści mogła dnieć
cudniejsza jeszcze oczom świata — —
cóż dasz jej jeszcze ponad to?
Niech na ramieniu twem zostanę — —
poczekaj: będę pieśnią mą
weselił cele szpitalniane,
i smutni będą za mną snuć
duszy swej gędźbę rozbolałą
i pieśń mą będzie śpiewać młódź
dysząca piersią okazałą,
i w ciemnych lochach w nocny mrok
ja zwisnę nakształt nietoperzy,
i straszny, twardy zemsty krok
w mój rytm o głuchy bruk uderzy,
i w wichrze będę leciał precz
ponad wysokich skał krawędzie —
i długo jeszcze będę trwał,
tylko już ciebie tu nie będzie.