zda się jej, że tak pragnie życia,
iż zimne głazy, przymarznięte,
wydziera z ziemi, krwawiąc ręce,
a ran tych ból ją z martwych budzi,
w ranach się wznieca, jak w jutrzence...
I zda się jej, że dzwonów bicia
to są wołania sił ocknięte;
i zda się jej, że krew, co brudzi
z jej rąk śnieg biały; to siew zboża...
i zda się jej, że miesiąc w niebie,
to jest słoneczna, ranna zorza...
i zda się jej, że czuje siebie,
ból czując: w istność swoją wierzy...
Czas idzie... Śmierć i ludzka dusza
patrzą na siebie, oczy w oczy,
ni jedna gałąź się nie rusza,
ni jedna gałąź nie zachwieje...
Cisza, że, zda się, w niebo wieje
i w sieć bez ruchu gwiazdy spina...
I zwolna, cicho, z leśnej mroczy,
z za drzew się smutek ciemny jawi,
Pustka, Samotnia idzie sina,
i zdala wolno, lecz wciąż bliżej,
to tu, to tam zwracając nogę,
Śmiech się na śniegu zajaskrawi,
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 5.djvu/97
Wygląd
Ta strona została skorygowana.