Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 5.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Byliśmy niegdyś obłokiem objęci,
marzyły nam się kopuły z błękitu,
marzyliśmy się z ludzkich praw wyjęci,

dzieci pragnienia, mocy i zachwytu —
czas zszedł — oprzyjmy o głaz leśny głowę,
słuchajmy szumów lasu i granitu.

Przed nami leżą morza szafirowe,
białe się piętrzą i radosne miasta,
łan się nam w kwiaty ubiera różowe,

z konwią na głowie przechodzi niewiasta
i do cichego nas progu zaprasza —
a oto darń już tę ziemię zarasta,

gdzie się układa bujna młodość nasza...
Błądźmy więc smutni, samotni przez gaje,
które zachodząc zdaleka okrasza

niezwrotne słońce... Niech zmartwychpowstaje
mara własnego naszego żywota — —
cudzem on życiem nam się dziś wydaje,

a naszą tylko bezdenna tęsknota...