Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 4.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Łowów boginię, Dyanę zuchwałą.
Szły — — ja patrzałem oparty pod skałą.
Ramię pod ramię szły — — dziwne widzenie...
Kwiaty we włosach miały i odzienie
Z lekkiej osłony, dwie koszule białe
Jak Antygona, czy Lilia Weneda.
Opisać się to ni powiedzieć nieda,
Jaki był urok i jaki nieziemny
Czar w tych dwóch siostrach, w tej parze tajemnej,
Która z innego skądś przychodzi świata,
Skądś z między duchów do mnie, do człowieka,
I patrzy na mnie tak, jakby na brata...
Rzekły: pozdrowion bądź...
Czym znał was kiedy?
Czy w przedczasu fali
Niegdyśmy siostrą i bratem się zwali?
Skąd wiem imiona wasze?
Czemu, choć się nie tłomaczy
Imię mi wasze, jakby mi nie było
Obcem i ciemnem? Czyśmy niegdyś może
W jakimś zaziemskim, świetlanym przestworze
Krążyli razem? Albo tu na ziemi
Stopami ziemski świat niewidzialnemi
Zbiegli, przez łąki, przez góry, przez morze?
Czy kraj, skąd idziecie,
To jest i mój dom, i moja ojczyzna?
Bo mi się zdaje, że łąki i góry