Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 4.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I głaz zadźwięczał, gdy wstąpił pod mury.
I rozparł ramię na lewo i prawo,
Jak krzyż, a krew mu biła w piersiach lawą.
Rozprężył ręce — o rozkosz! z kamienia
Wypełzł strach blady i zadrgał mu w rękach!
O Boże! Zda się, światło przepromienia
Wydarte oczy! O Panie w niebiosach!
Dzięki Ci, dzięki! Bo oto we włosach
Ogień, żar żywy krąży; w włosów pękach
Sto gromów biega...
Sto śmierci daj, Panie,
Daj lęk okropny i wolne skonanie,
Daj taką boleść i takie męczarnie,
Których myśl ludzka cała nie ogarnie,
Których przeczuciem krew się w żyłach ścina!
Lecz daj w tej śmierci śmierć dla Filistyna!
Panie! Daj w łasce Swojej, niech się ziści,
Ogrom Twych sądów i tej nienawiści...
I jako niegdyś hen, w gazejskiej bramie:
Wciągnął w pierś wicher i wyprężył ramię...
Zgięły się słupy — a potem odrazu
Pękły, upadły i lawina głazu
Runęła z trzaskiem... Ziemia wskroś zadrżała,
Walą się mury, krzyk grozy w motłochu,
Wyjąc, spadają z dachu krwawe ciała —
Huk, łomot, piekło...
Wzdęta chmura prochu