Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezje Ser. 8.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że są bytem — — lecz one błyszczą taką duszą,
która wali, jak młotem, w tajemnic podwoje!

Razem z blaskiem tych kwiatów podźwigam te młoty
i biję w bronz wrzeciądzów, aż z nich echo ryczy — —
co się dzieje z tym blaskiem wśród śniegów, wśród dziczy,
jaki cel ma ta jasność?!...

Ale promień złoty
z tych kwiatów na me oczy jakoby upada,
promień podobny temu, co z monstrancji błyska —
Nie patrz tam, kędy chmur się kłębią rojowiska,
patrz na nas — szafirowy, każdy z nas upada!

Niema takiego śniegu, który mógłby naszą
dumną, cudowną barwę spłukać, albo zmienić;
może nas zdusić w ziemi, może nas wyplenić,
lecz żadne moce blasków naszych nie przygaszą!

Będziemy tam, pod śniegiem, zmięte, zawalone,
do ostatka żywota świeciły tak samo — —
nasz cel jest, aby żadną nie zmazać się plamą — —
zginiem — — rosłyśmy sobie — — światłu poświęcone.