i myśli, że mu orły z głowy
lecą, a to się sroka pierzy?
Zawsze poecie, co blaskami
genjuszu erudycji błyska,
mylą się z książek tytułami
autorów książek tych nazwiska?
(Czemu nie dziwię się bynajmniej —
niech mię tak strzeże Blagaasdur —
gdy autor zwie się Magułgajmniej,
a księga Pozapapugpazdur).
A ówże mierny człowieczyna,
wyrzynek poetyckiej nacji,
czy zawsze strofki swe wyrzyna
z równą obstrukcją inspiracji?
I ten kochany tak wisusek
zawsze w Warszawie w takiej cenie? — —
Coś tam wziął w kieszeń za całusek,
coś tam za inne polecenie...
I owa pani z brylantami — —
ach, gdzieżeście się to spotkali,
że, gdyście byli poza drzwiami,
pieski się od was „odwracali“?
No, ale dosyć teraz o tem —
noc się od złotej błyszczy plamy —
może się jeszcze kiedy potem
o innych miłych zapytamy.