Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A pod tem wszystkiem ziemia, świat — przeszedł po nim Mojżesz, przeszedł po nim Budda, przeszli po nim mędrcy — i czemże oni są wobec Nędzy, Śmierci i Miłości...
Śpij, śpij Maryniu... Śpij i uśmiechaj się. Śpij i uśmiechaj się tak, jak uśmiechałaś się do mnie. Uśmiechaj się tak — do niego.
Boże! Co za hańba! On! znów On! Znów ten on, oklepany, odwieczny, banalny, ten trzeci, ten on, kochanek cudzej żony. Boże! Rozbijać sobie głowę o niego, o ten słup, do którego każdy pies podchodzi, o niego! Boże! Co za wstyd! Ginąć w wannie, we wspólnej kąpieli, topić się w wannie! Umrzeć od mąki! Spaść z publicznego mostu! Zabić się na kościelnym progu! Boże! Co za śmieszność! On, wiecznie on, ten trzeci, kochanek żony! O życie! Zaiste! Ironia jest twoje nazwisko.
Śpij Maryniu — i uśmiechaj się do niego, do tego trzeciego, do swego kochanka. Uśmiechaj się, jak dawniej do mnie. I pomyśl, setki, tysiące, miliony, miliardy kobiet już się tak uśmiechały do swoich kochanków, jak dawniej do swoich mężów — i pomyśl; setki, tysiące, miliony, miliardy kobiet będą się uśmiechały