Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ah! Odpłynąć gdzieś, odpłynąć! Jest kąt nadmorski, gdzie często rano wychodzę, nim Marynia się obudzi. Siadam na kamieniu, który woda oblewa, zamykam oczy i zdaje mi się, że nie na ziemi jestem, że wszystko odemnie daleko... Wszystko... Zdaje mi się, że już nie jestem człowiekiem, że już nie potrzebuję żyć życiem człowieka-zwierzęcia, ale że jestem jakby duchem, czemś wyzwolonem ze wszystkiego, co ziemskie, wyższym nad wszystko, co ziemskie. Zdaje mi się, że żadna żądza, żadne pragnienie, żadna chęć nie ma już do mnie przystępu, że przez zgliszcza moich namiętności doszedłem, gdzie czysty duch rozpina skrzydła, żem przestał być ludzkiem zwierzęciem, żem w duchu mężnie zgniótł człowieka i staję się jakąś eteryczną, elementarną władzą. Wówczas poczynam budować. Staję się jako Bóg, tworzę świat z chaosu inny i olbrzymi. Na rozkaz mój powstaje świat,