Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o którym się śni poetom. Ludzie nie są ludźmi, ale wizyami z światła i ciepła. Girlandy ich unoszą się w przestworzu, płyną, falują, łączą się w kręgi i koła. Przy jakiejś muzyce sferycznej wiją się i rozplatają we wstęgi istot świetlanych, jak tęcze. Cały horyzont zapełniony jest tęczami, tym pląsem duchów ludzkich. Nikt nie może sobie wyobrazić, jak to jest piękne. A ja, stwórca, patrzę z rozkoszą i napawam się. W mojem sercu jest ogromna miłość umiłowania mego stworzenia. Stworzyłem je tak piękne, abym kochał i kocham, ponieważ jest tak piękne.
Czasem jednak na tym nadmorskim kamieniu wydaje mi się tylko, że jestem bardzo, nieludzko znużonym życiem człowiekiem, nad którym jakiś dobry anioł ulitował się i odwiódł go z ziemi. Nie chciałem nic, tylko spokoju, a więc dano mi spokój. Dano mi spokój, samotność i zapomnienie — to, o com prosił. Ah! Jak dobrze nie być już na ziemi; jak dobrze, jak błogosławienie... Ani ciało moje, ani dusza cierpieć już nie mogą... Nie jestem związany z niczem, nie należę do niczego. Ojczyzną moją jest cisza, powietrzem