Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Milczeli chwilę, potem Krążel spytał:
— Cóż ty teraz będziesz robił? Ściemnia się.
— Mam ochotę w łeb palnąć sobie — odrzekł Merten, wstając. — Patrzno, jak ten potrzaskany łeb cicho leży... Juliusz Merten, który sobie z nędzy ma ochotę w łeb palnąć!... Tfu!... Przecież mieliśmy wsie...
Wówczas Krążel przetarł twarz swoją szeroką chłopską ręką i głosem przytłumionym, jakby go w gardle ściskało, począł mówić:
— Wiesz, Merten, chciałbym być u ciebie ekonomem i takby być powinno. Pojechalibyśmy teraz w pole, tybyś się wiózł na koźle, ja za tobą na siedzeniu z furmanem... Sianoby nam pachniało — mówił dalej — dziewkiby się czerwieniły gdzie przy burakach, a od boru ciągnie szum pachnący, a nad nami jaskółki fiut! fiut! Twoją żonę w białym dworze w rękębym na werandzie całował. A czyjeż to takie zboże, takie konie, taki dwór? — pytaliby ludzie. — A pana dziedzica, Juliusza Jastrzębca Mertena dwór. A któż mu tego tak pilnuje? A jego ekonom, Jan Krążel z Palówki. No, nie mogłoby tak być, co?...
Merten nic nie odpowiedział.
— Psu na budę takie życie — rzekł Krą-