Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A do zastawu co, do sprzedaży?
— Nic.
— Bo ja com za te tanagry wziął, to musiałem oddać Winklerowej za ostatni tydzień i goły jestem, jak święty turecki, a tak mi się żreć chce...
— Weź jedną szóstkę, leżą tam na stole. Jak chcesz, to weź dwie.
— A ty?
— Mnie się jeść nie chce. Mnie się już niczego na świecie nie chce, tylko odpocząć, raz odpocząć. Weźże, nie rób komedyj.
— Wezmę, bo mi aż coś w kiszkach skręca. Za te tanagry dali tak mało, ledwie, że Winklerowa się zgodziła poczekać na resztę. Będą dwa serdele, dwie bułki i papieros. Masz ty co palić?
— Nie.
— Wiesz ty, Merten, przecieby było bardzo źle, gdyby takiemu, jak ty, przyszło zginąć.
Merten uśmiechnął się.
— Trzeba się poddać, albo wyrwać.
— Wyrwać?... Łatwo się to mówi.
— Tchórz tylko nie może się zdobyć na taki krok, powtarzam ci, tchórz. Głupstwo jest mówić, że ktoś z tchórzostwa przed życiem w łeb sobie strzela. Życie czasem nie da się znieść, ale najgorsze nie przeraża tak, jak śmierć. Co