Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiem, jak długo byliśmy tak nieruchomi naprzeciw siebie, minuty, czy godziny całe, czy wieki całe... Nie powiedział mi ani słowa i odszedł. Kiedy Gerard przyszedł do domu na wieczerzę, widziałam, że wie o wszystkiem; smutny był śmiertelnie i unikał mego wzroku, ale nie zapytał mnie o nic, nie czynił mi jednego wyrzutu... Karol musiał to wymóc na nim. Nazajutrz rano Karol gdzieś zniknął i nie było go przez długie miesiące. Gdzie był? — nie wiem. Boję się myśleć, że poszedł się mścić... Przez ten czas Gerard mówił ze mną mało i zawsze o rzeczach obojętnych. Smutny był ciągle bardzo, a ja myślałam, że oszaleję... Kiedy nastała pora nowej wyprawy, Gerard przygotował się do niej, jak zwykle. Rano, kiedy okręt miał już wyruszyć, nagle zjawił się w naszym domu Karol; pierwsze słowa jego były: nadszedł czas, bracie, jedźmy... Spojrzeli na siebie — Gerard przybladł nieco i milczał. Potem Karol ozwał się do mnie: Widzę, żeś mnie nie kochała Maryo — i wyszedł. To były jedyne jego słowa do mnie i ostatnie. Chciałam coś mówić, nogi ugięły się pode mną, zaćmiło mi się w oczach, zemdlałam. Kiedym przyszła do przytomności, Karola już nie było w chacie. Gerard trzymał mi głowę na kolanach. On mnie bardzo kochał, mój biedny brat. Pod-