Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyprawę, to było przeszłego roku... Pojechali obaj z Gerardem... Przez ten czas...

(Zakrywa oczy).
KSIĄDZ (łagodnie).

Mów śmiało, dziecko, mów wszystko, jeżeli ci to ulgę sprawi. Jak na spowiedzi.

MARYA (po chwili).

To był szał, opętanie... Ja kochałam Karola tak, jak go teraz kocham, żywym czy umarłym. Kochałam go, a jednak... Piekło mnie opętało... Długi czas nie było go w domu... Uległam... Tamten wiedział, że go nie kocham, że go nie kochałam nigdy, że byłam, jak nieprzytomna, że go nienawidzę; potem... zaciągnął się do marynarki wojennej obcego kraju; co się z nim stało, nie wiem... (Po chwili) Potem... Gerard i Karol wrócili z połowu — wyznałam Karolowi wszystko... (Pauza).

KSIĄDZ.

Biedne dziecko.

MARYA.

Gdyby mnie był zabił!... Ale on nie powiedział nic, tylko zbladł jak trup i oczy wlepił w ziemię. Co myślał? nie mogłam odgadnąć, ani