Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
KSIĄDZ.

Dobrze. Czy to może był twój narzeczony? Nic jeszcze nie wiem, co się tu dzieje u was. Musicie mi wszystko opowiedzieć. (Pauza).

ANDRZEJ.

Wiatr ciągnie.

KSIĄDZ.

Chłodno się robi; pójdźmy do domu.

MARYA.

O nie, nie, zostańmy tu nad oceanem, czekajmy...

KSIĄDZ.

Czekać możemy tak dobrze w domu, jak i tu.

MARYA.

Tak, ale tu jesteśmy bliżsi nich...

(Wchodzi obcy człowiek, marynarz, z pakunkiem na plecach, widocznie w drodze).
OBCY.

Dobry wieczór, państwu.

KSIĄDZ.

Bądźcie pozdrowieni. Zkąd idziecie?

OBCY.

Zdaleka. Wracam do domu.