Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ARTUR (zbliżając się).

Jestem przy tobie, pani.

ANNA.

Cyt! Nie mów pan nic... Fala płynie i dźwięczy i gra coraz mocniej i otacza mię całą, kręg za kręgiem... Dziwna muzyka... Czar jej myśl mą zamąca... (Słania się więcej, Artur lekko ją obejmuje). Przypomina mi się znowu to niebo pogodne i to rano słoneczne... Zdaje mi się, jakby błękitne jakieś mgły rozwiały się wkoło, słodko dźwięczące... Czy widzisz pan?

ARTUR.

Widzę tylko ciebie, pani, a te mgły błękitne, to są myśli moje.

ANNA.

Wszystko zamienia się w błękit i w pieśń... Dziwny sen...

ARTUR (namiętnym szeptem).

Nie sen! Nie sen! To miłość moja tak mówi do ciebie, pani, to miłość moja otacza cię falą dźwięków i mgłami z błękitu...

ANNA (chyląc się bezwolnie ku Arturowi).

Widny mi jest jakiś jasny, pełen słońca świat... cicha jakaś, słodka, senna toń... (Opada na ręce