Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i miły... (Ciszej). To było dawno i nie wiem, czemu teraz mi się marzy...

ARTUR.

Myśl ludzka krąży niespodzianemi zwroty, jak jaskółka nad wodą. (Pauza).

ANNA (nerwowo).

Słyszysz pan? Ogary wyją na folwarku. Musiały spostrzec ogień. Ale jak posępnie wyją...

ARTUR.

Jakby śmierć zwietrzyły.

ANNA (gorączkowo).

Śmierć!... To straszne słowo... Źle, że je pan wymówiłeś.

ARTUR (zdziwiony).

Wymawia się je przecież tak często.

ANNA (j. w.).

Są godziny, kiedy się słowa tego nie powinno wymawiać.

ARTUR (z uśmiechem).

Wszakże godzina duchów nie nadeszła jeszcze?