Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
PIOTR (wchodząc).

Proszę pani, ksiądz proboszcz wrócił od pana Andrzeja.

MATKA (wstając).

Wybaczy pan. Nasz proboszcz powraca od chorego, o którego jestem bardzo niespokojna. (Wychodzi z Anną).

ARTUR (sam).

Ta dziewczyna biała jest jak sen, jest jak cud...

(W tej chwili z drzwi po prawej ręce widzów wysuwa się Leon, w dosyć długiej, wolnej, ciemnej bluzie, w ciemnych spodniach i czarnych, miękkich pantoflach. Leon jest blady, rysy ostre, regularne, ciemny zarost młodzieńczy. Idzie powoli, z wyciągniętemi przed siebie trochę rękami, ku kolumnie z wazonem po prawej ręce widzów. Natrafia na wazon, zdejmuje go powoli i wącha storczyk z widoczną rozkoszą. Artur zdumiony podnosi się z krzesła. Wchodzi Anna).
ANNA (podchodząc szybko ku Leonowi).

Mój brat... Bóg odjął mu wszystko: wzrok, słuch i głos.

ARTUR.

Cóż za okropne nieszczęście!