Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ANNA.

Każ mamo wynieść z mego pokoju to popiersie Dantego. Straszna jakaś posępność jest w tej głowie, przed którą dusze umarłych ciągnęły szeregiem.

MATKA.

To pamiątka po twoim ojcu. Czy nie będzie ci żal?

ANNA.

Żal... (Zamyśla się, poczem nerwowo) Co to? Czy słyszałaś mamo ten dziwny dreszcz drzew? (Daleki grzmot). Czy to przed uderzeniem piorunu taki dreszcz wstrząsa drzewami?

MATKA.

Przywiduje ci się, moje dziecko. Nie było nic słychać, prócz grzmotu.

ANNA.

Nie, nie. Najwyraźniej zaszeleściły wszystkie liście w ogrodzie.

MATKA (do siebie).

Biedne dziecko.

ANNA.

Słyszę, co szepczesz, mamo. W tej chwili zdaje mi się, że mogłabym usłyszeć szelest roślin podwodnych w jeziorze... (Pauza).