Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
MATKA.

Burza nadciąga. Powietrze parne i ciężkie, duszące.

ANNA.

Patrz mamo, jaki dziwny, zielono-ołowiany połysk ma dziś księżyc. Wygląda, jak z zaśniedziałego mosiądzu.

MATKA.

Nieraz bywa podobny przed burzą.

ANNA.

Nie wiem, co to jest, ale lękam się czegoś... Zdaje mi się, jakby coś strasznego krążyło nad domem naszym...

MATKA.

Zdenerwowana jesteś. Grywasz za wiele.

ANNA (po chwili).

Dziś grałam długo o zmroku. Kwiaty bardzo pachniały i było bardzo cicho... Klawisze same brzmiały mi pod palcami... Jakieś dziwne melodye zawisły mi nad głową... (Daleki grzmot)

MATKA.

Burza się zbliża.